Samotność w małżeństwie. Przyczyny rozstania. Jakie błędy popełniamy w związku? Co powoduje samotność w małżeństwie? Przeczytaj co przyczynia się do Poszukiwanie miłości: Randki, Platformy internetowe i samotność; Stwórz projekt swojego domu; Jak znaleźć miłość po 30-stce? Jak uratować związek w kryzysie? Najlepsze miejsca na randkę w Toruniu Odp: Samotność w małżeństwie - widziane oczyma mężczyzny Witaj Marcus . To co piszesz o zachowaniu się żony, odbieram w ten sposób, że zablokowała się wewnętrznie na WSZYSTKO - Ciebie/męża, dzieci, ogólnie na dom, jako miejsce, w którym egzystujecie. Wiemy jednak co to samotność i poczucie pustki. Dlatego postanowiliśmy stworzyć blog dla tych którzy czują się osamotnieni z jakiegoś względu na danym etapie swojego życia. Gdy przyjdzie chwila samotności chcieliby poznać psychologiczne aspekty życia. Odwracanie uwagi od problemu to jest metoda, tylko gorzej, jak złapie ciebie mentalne zmęczenie, bo wtedy obrywasz z wielokrotną siłą w postaci negatywnych emocji. 25. accessrestricted • 5 mo. ago. Jak traktujesz samotność jako problem to może być jak mówisz. Dla mnie większość relacji to jakieś tam problemy. Kup teraz na Allegro.pl za 16,06 zł SAMOTNOŚĆ W PARTNERSTWIE I MAŁŻEŃSTWIE? na Allegro.pl - Poznań - Stan: nowy - Radość zakupów i bezpieczeństwo dzięki Allegro Protect! Ona – bezimienna, Polka, żyjąca od kilku lat w małżeństwie, w którym od jakiegoś czasu nie czuje się szczęśliwa. To nieszczęście a właściwie samotność ich łączy. Przez sieć. Jakub, chociaż jest genialnym naukowcem i fantastycznym naukowcem, jest samotny. Tą samotność stara się „zagryźć” bezustanną pracą. Aby zbudować pełny, szczęśliwy związek, musimy pamiętać, że każdy jest inny, ma inne doświadczenia, przeżycia, przeszłość, na których budujemy wspólne relacje. Cierpliwość jest tu kluczem do sukcesu. „Musimy uświadomić sobie, że różnimy się od siebie – pod względem fizjologii, naszych potrzeb, oczekiwań i reakcji. Może po 30? Teraz masz 40+ lat. I czujesz się samotna. Sama nie wiesz, jaka czeka was przyszłość. Wiesz na pewno, iż nie tego oczekiwałaś. Dobija Cię samotność w małżeństwie po 40. Zastanawiasz się, czy tkwić w tym dalej, licząc, iż jednak coś się zmieni, czy może powiedzieć dość i zacząć nowy rozdział już bez niego? Zazdrość niszczy również i tego, kto ją odczuwa. Sprawia, że zaczyna on kontrolować partnera, że staje się przysłowiowym psem ogrodnika. Sprawia, że tak naprawdę nie potrafi on w pełni zaufać ukochanej osobie, że wszędzie dopatruje się najgorszego. Uczucie zazdrości zaczyna przysłaniać to, co powinno być najpiękniejsze w W0uD5v. napisał/a: alkestis 2013-02-18 11:57 Potrzebuję porady, bo nie wiem co robić. Jestem mężatką prawie 10 lat. Mamy trójkę dzieci (7,5 - 5 - 2,5 lat). Nic już nas nie łączy. Nigdzie nie wychodzimy, bo już nie umiemy spędzać czasu ze sobą. Ani razem z dziećmi. Z dzieciakami jesteśmy na zmianę. Coraz częściej dochodzi do mnie, że chyba nie kocham już swojego męża. Coraz częściej się kłócimy, a potem nie odzywamy się do siebie przez dłuższy czas. Teraz trwa to już 7 tydzień. Poszło o to, że wzięłam dwa dni zwolnienia lekarskiego na dziecko z powodu gorączki. Naskoczył na mnie, że to niepotrzebnie, bo jest babcia (mieszakmy z moją mamą), że lekceważę pracę i będę pierwszą w kolejności do zwolnienia. Pracuję w budżetówce i nie zwalnia się tam bez powodu. Ale poczułam się jak śmieć, jak kompletne zero. Od tego czasu funkcjonujemy obok siebie, ale się nie odzywamy. Wcześniej były podobne sytuację, ale się godziliśmy. Ale teraz mnie się nawet nie chce próbować, bo wiem, że skończy się podobnie. Jestem zmęczona. Łapię się na tym, że dobrze mi bez niego. Jak wyjechał na dwa dni to czułam ulgę. Najchętniej bym się rozstała. Ale właśnie w tym jest problem. Ja się nie wyprowadzę, bo nie mam gdzie i za co. Ani on się nie wyprowadzi bo nie chce, z powodu dzieci. Na szczęście dzieci nie zdają sobie sprawy, że między nami jest coś nie tak. Ale męczy mnie taka sytuacja. Nie wiem czy mam ratować ten związek czy pogodzić się z sytuacją. Czuję się bardzo samotna. napisał/a: Cytrynianka 2013-02-19 06:21 No niestety - taki problem musisz rozwiązać wspólnie z mężem. Ja Ci się wcale nie dziwię, ze jesteś zmęczona. Przy trójce dzieci w tak absorbującym wieku i jeszcze pracując zawodowo. Myślę też, że jesteś po prostu znużona monotonią. Szkoda, że się nie wspieracie. Myślę, że pierwszym krokiem jest zastanowienie się nad tym, co wg Ciebie jest "nie tak", porozmawianie o tym z mężem - jako osobą najbardziej zainteresowaną. Wysłuchanie Jego racji, bo pewnie On też swoją ma. I wspólne dojście do jakiegoś konsensusu. Zastanowienie się, jak rozwiązać Wasz problem. napisał/a: fejmsiezgadz 2013-02-19 14:46 to jest najgorsze,i przez to się małżeństwa rozpadają napisał/a: alkestis 2013-02-22 14:05 Oczywiście, że myślałam o poradni małżeńskiej, ale wątpię, żeby mój mąż tam poszedł. Nie toleruje, jak rozmawiam o naszych problemach z przyjaciółką, a co dopiero z obcym człowiekiem. Może powinnam sama się tam udać? Przyjdzie taki dzień, że w końcu porozmawiamy. Pewnie na chwilę będzie dobrze... napisał/a: Lou71 2013-04-06 23:56 Witam, Przed chwilą zarejestrowałam się i trochę mi zajęło, aby się tu odnaleźć. Mam podobny problem, co alkestis. Jestem ciekawa, jak sprawy potoczyły się dalej. Pozdrawiam. napisał/a: fejmsiezgadz 2013-04-07 13:24 będzie dobrze,nie martwcie się,po burzy przychodzi słońce,główki do góry! napisał/a: Lou71 2013-04-07 23:22 Witam, Łatwo tak mówić. Szkoda, że nie ma kogoś, kto to samo przeżywa lub przeżywał. Fajnie byłoby pogadać. napisał/a: nika_87 2013-05-19 14:28 No nie ty jedna tak masz... ja nie moge sie pochawlić 10- letnim stażem małzeńskim, ale według mnie sporo rzeczy zmienia sie po ślubie i to nie na lepsze... Mąż już nie traktuje Cie tylko jak kobietę, ale jak żonę, wobec kórej uwaza że ma prawo mieć jakieś wymagania i oczekiwania... Ja niestety też trafiłam na ten przypadek mentalnego inwalidy, który sam jak mu sie nie powie to nie pomoże, nie posprząta, nie ugotuje czegoś... od tego jestem ja. Nic chyba dziwnego, ze nie chce mieć dzieci z tym człowiekiem, skoro wszystko zostało by na mojej głowie.. Zauważyłam też że im bardziej się starasz i im wiecej z siebie dajesz... tym mniej dostajesz w zamiana i bardziej jesteś wykorzystywana. Ciekawe ile z nim wytrzymam... :confused: napisał/a: koniczynka4 2014-02-05 15:14 Koniecznie musicie pogadać. Rozmowa może wiele rozwiązać, najtrudniej jest ją zacząć. Może się okazać, że oboje czujecie to samo i na nowo zaczniecie się odkrywać :) napisał/a: kajametrowsk 2014-02-17 19:41 Myślę, że z każdym kolejnym dniem coraz bardziej się od siebie oddalacie. Koniecznie musicie coś z tym zrobić ponieważ z czasem już totalnie się nie dogadacie. Zastanawialiście się nad terapią? Ktoś wcześniej mądrze pisał, że warto byłoby z takiej skorzystać. Obecnie wiele par przechodzi w pewnym okresie kryzys i nie należy wstydzić się takiej pomocy. Moja siostra była niedawno tuż przed rozwodem. Obecnie chodzą z mężem tutaj: i powoli zaczynają się do siebie zbliżać. napisał/a: Regil94 2014-02-19 14:58 Po kilku latach związku tak bywa ale warto porozmawiać i przetrwac jakoś ten kryzys Lubisz biznesowy show?Bo ja tak! Wejdź na mój blog po więcej informacji! doesn't exist The address cannot be registered. Site names can only contain lowercase letters (a-z) and numbers. But you can sign up and choose another one. Get Started Create your own website Solutions Features WordPress Hosting Domain Names Website Builder Create a Blog Professional Email eCommerce Enterprise Solutions WordPress Website Building Service Explore News Website Building Tips Discover WordPress Themes WordPress Plugins Apps Business Name Generator Community Support Forums Developers Company About Careers Partners Press Privacy Terms of Service An Automattic Invention Samotność w małżeństwie Katarzyna Kaczmarek Jestem mężatką od dwóch lat. W lipcu zeszłego roku urodził nam się syn. Od dawna już czuję się bardzo samotna. Mimo że mam syna, którego kocham z całego serca. Mąż non stop pracuje, studiuje i ciągle nie ma go w domu. A gdy już jest, to ja i tak nie czuję, jakby tu był. Stale ma coś do zrobienia, ciągle tkwi w Internecie i non stop korzysta z telefonu. (...) Jest mi bardzo ciężko. Myślałam nawet, żeby się rozwieść, bo przecież całkiem inaczej wyobrażałam sobie małżeństwo. Zawsze mi się wydawało, że gdy się już weźmie ślub, to wszystko jest prostsze i łatwiejsze. A tu, niestety, odkąd wyszłam za mąż, wszystko zaczęło się o wiele więcej sytuacji, które bardzo mnie zabolały. Chwile, kiedy mąż stawał po stronie przyjaciół zamiast po mojej, kiedy był zbyt zajęty, żeby mi pomóc, brak zainteresowania obowiązkami domowymi z jego strony itd. Czy mogłam to przewidzieć? Czy mogłam się tego spodziewać? Czy jestem szczęśliwa? Hmm... na pewno jestem strasznie samotna, a to raczej nie jest objaw szczęścia. Samotność dotyka wszystkich ludzi. Pojawia się zwykle w kontekście napięcia między dążeniem do niezależności i autonomii, a pragnieniem nawiązania trwałych i głębokich relacji z innymi. Nawet małżeństwo nie chroni przed samotnością. Paradoksalnie, niekiedy może ją pogłębiać. Przekonuje o tym, choćby przytoczona powyżej wypowiedź zaczerpnięta z Internetu. Samotność, osamotnienie czy izolacja w potocznym rozumieniu oznaczają zerwanie więzi czy relacji z innymi, doświadczenie opuszczenia. Ale jest też samotność wynikająca z samego faktu istnienia. Jej doświadczenie wydaje się drogą do osiągnięcia stanu dojrzałej i pełnej tożsamości, a co za tym idzie, dojrzałych i trwałych związków z innymi. Sam rdzeń słów: sam-otność i toż-samość zdaje się o tym przekonywać, że trzeba być sam-ym sobą. Być sobą samym znaczy oddzielać się od innych, być sam-otnym. Spotkanie dwóch samotności O sposobie rozumienia drogi życia małżeńskiego decyduje świadomość i stosunek do własnej samotności. Małżeństwo traktowane jest często jak lekarstwo na głód miłości i ucieczka od wielu problemów, w tym także od problemu samotności. Małżeństwo nie ma służyć rozwiązywaniu problemów. To spotkanie dwóch „kultur”, historii życia, doświadczeń i uwarunkowań rodzinnych, w tym także zranień. Spotkanie dwóch płci, języków miłości, stylów komunikacji i sposobów rozwiązywania problemów, dwóch wrażliwości, wolności, dwóch sam-otności. Są w spotkaniu kobiety i mężczyzny chwile uszczęśliwiającej intymności, możliwe dzięki, a zarazem mimo odrębności ich światów. Natomiast w życiu codziennym, zetknięcie się i ścieranie tych różnych „kultur”, może powodować i powoduje konflikty. Są one wpisane w naturę małżeństwa. Przeżywają je zarówno małżeństwa szczęśliwe, jak i te, które walczą o przetrwanie związku. Uczciwy spór jest drogą przezwyciężenia konfliktów. Warunkiem jego rozwiązania jest pewna równoważność, gdy chodzi o poczucie własnej wartości każdego z małżonków. W przypadku nierównowagi któryś z małżonków może ulec pokusie, aby sporu unikać albo rozgrywać go nieuczciwe; głównie słabszy w poczuciu bezsilności wprost unika otwartego konfliktu. Nierównowaga, tj. władza jednego nad drugim, uniemożliwia wszelką zmianę i rozwiązanie problemu (Fritz Fischaleck). Tę asymetrię wpływów da się rozwiązać tylko jako wspólny problem i razem. Aby stworzyć udany związek, potrzebny jest odpowiedni dystans w stosunku do ukochanej osoby. Wiodą do tego z jednej strony – kontakt z innymi ludźmi, z drugiej zaś – umiejętność pozytywnego przeżywania samotności”. W poczuciu własnej wartości, mogą mnie zatem utwierdzać kontakty z innymi ludźmi, którzy akceptują mój sposób bycia i wyrażania się oraz moje poczucie humoru. Pomocny może być także krąg przyjaciół i praca zawodowa, dzięki której mam poczucie pewnej dozy niezależności od małżonka. Pozytywne przeżywanie samotności oznacza natomiast zgodę na to, że z niejednym smutkiem, niepokojem, rozczarowaniem czy tęsknotą, pozostanę sama/sam. Na jednej ze stron internetowych przeczytać można pełne wyzwalającej prawdy i radości wyznanie „Kochać drugiego, to również uwolnić go od siebie. Jeśli kochasz, pozwolisz mu na samotność. Są pasje, których nie podzielę z moim mężem. I tak ma być. Jest smutek, którego mój mąż nie zrozumie, bo nie umiem o nim opowiedzieć. I tak ma być. Są rzeczy, których nikomu nie wytłumaczę, bo nawet przede mną są zakryte. I tak jest dobrze. To tajemnica, którą zapisał nam Pan Bóg w naszych sercach, którą musimy odkrywać oddzielnie, chociaż przecież stoimy tak blisko siebie jak gęsto rosnące topole, chociaż płyniemy w tę samą stronę jak dwie obok siebie niespokojne rzeki. Uszanować tę samotność w drugim i nie bać się jej – czy istnieje większa Miłość?”. Autentyczne spotkanie dwóch samotności w małżeństwie nie szuka więc symbiotycznego zlania, lecz harmonijnego współbrzmienia jakby dwóch różnych linii melodycznych. Ja i Ty jesteśmy inni i mamy być różni. Kochać to zgodzić się na inność drugiego. To troszczyć się o to, co inne w człowieku. „Miłość to czuwanie nad samotnością drugiego” ­ powiedział R. M. Rilke. Taka miłość będzie się przejawiać w pewnego rodzaju empatii, we wczuciu się w jego perspektywę spojrzenia. Samotność, której jednym z praktycznych przejawów jest samo-dzielność, czyli dzielność bycia samemu z sobą, uniezależnia w pewnym stopniu od małżonka. Nie wyklucza to jednak dojrzałej zależności, wyrażającej się w umiejętności przyznawania się do słabości i upadków, werbalizowania prośby o przebaczenie. Różnić się pięknie Kiedy się rodzi dziecko i nie płacze, rodzice zamierają ze strachu. Niepokoją się o to, czy ich dziecko jest żywe. Krzyk i płacz noworodka powoduje radość. Podobnie jest z miłością. Kiedy rodzeniu się miłości nie towarzyszy ból, kiedy między ukochanymi panuje głucha cisza, to jest to powód do zmartwienia, do postawienia pytania: czy ta miłość będzie żyć? Unikanie przez małżonków różnic i sporów, może oznaczać powolne uśmiercanie miłości. Taka postawa nie sprzyja rozwojowi osób ani nie otwiera na niepowtarzalny dar drugiego, zawsze innego niż ja sam. Dlaczego tak się dzieje? Czy dlatego, że nauczono nas, że źle jest się różnić, spierać i kłócić? Czy dlatego, że ciekawość innego zostaje pokonana przez lęk przed samotnością, zranieniem, brakiem akceptacji? A może po prostu chodzi o egoizm, obawę przed zmianą, niechęć do pracy nad sobą, niechęć wypracowania jakiegoś nowego sposobu czy stylu bycia, i zwyczajny strach przed niedającym się przewidzieć bólem rodzenia? „Całkiem inaczej wyobrażałam sobie małżeństwo”– pisze jedna z osób doświadczających samotności psychicznej – i zadaje pytanie: „czy mogłam to przewidzieć?”. Wydaje się, że przynajmniej niektóre rzeczy da się przewidzieć. Na przykład to, że trzeba się nauczyć żyć razem. I to jest zwykle moment pierwszego kryzysu. Kto go nie zauważy, zignoruje i nie wykorzysta dla rozwoju oraz pogłębienia małżeńskiej relacji, ten jest najbardziej narażony na powolne oddalanie się współmałżonka, na poczucie samotności. Co można zrobić, aby wykorzystać pojawiający się kryzys do rozwoju? Psychoterapeuci są zgodni co do tego, że potrzeba „dialogować”, to znaczy uczyć się słuchać i rozmawiać z sobą. Nie zakładać, że się wie, co ten drugi myśli, zanim on sam nie powie, co czuje. Mieć kontakt ze swoimi uczuciami i mówić o nich z pozycji „ja”, nie „ty” („ja odczułam to jako..”, a nie „bo ty zawsze...”). Konfrontować wzajemne oczekiwania. Rezygnować z własnych wyobrażeń o tym, jak ma być, na rzecz wspólnego, realnego dobra. Pierwsza faza małżeńskiego bycia razem to ciężka praca. To okres pierwszych rozczarowań, zawodów. Miłość jest przebaczeniem, znosi wszystko i wszystko przetrzyma, o ile zrozumie. Bez zrozumienia motywów postępowania, sposobu myślenia drugiego, trudno o wybaczenie. Gdy między małżonkami zapada głucha cisza, wśród niejasności, podejrzeń, zawodów i rozczarowań, jest to bardzo ważny komunikat. Taka cisza może wiele mówić. Milczenie może być formą agresji, która niszczy oboje małżonków, ucina kontakt z drugim i nie daje szans na rozwiązanie konfliktu. Uniemożliwia uświadomienie sobie i nazwanie problemu, a „to czego sobie nie uświadamiamy rządzi nami w bardzo poważny sposób” (B. Smolińska). Żalenie się na współmałżonka osobom trzecim, nie neutralnym dla związku (np. rodzicom, rodzeństwu, dawnym sympatiom), a nie rozwiązywanie problemów małżeńskich w cztery oczy, dodatkowo pogłębia jeszcze proces psychicznego oddalania się od siebie małżonków. Czasem trudno własnymi siłami pomóc sobie poprzez dialog i przebaczenie. Dzieje się tak, zwłaszcza wtedy, gdy nie umiemy ze sobą rozmawiać, bo zranienia sięgają głębiej, w historię życia rodzin, z których małżonkowie się wywodzą. Wtedy z pomocą może przyjść terapia „lecząca więzi”, która paradoksalnie zwróci nas pierwszej samotności, ponieważ nie ucieknie się od samego siebie i swoich zranień. Przypomniała mi się pewna historia..Kiedy on wrócił do domu, ona przygotowywała kolację. Wziął ją za rękę, spojrzał w oczy i powiedział: Musimy porozmawiać. Usiadła i po cichu zaczęła jeść posiłek. Po raz kolejny w oczy rzucił mu się ten ból w jej oczach. Nie potrafił wycedzić z siebie ani jednego słowa. Ale w końcu musiał powiedzieć to, o czym tak długo myślał. Chciał rozwodu. W końcu to z siebie wyrzucił. Ku jego zdziwieniu ona nie rozpaczała, zamiast tego zapytała o powód. Starał się zmienić temat. To ją zdenerwowało. Chlusnęła w niego wodą ze szklanki i stwierdziła, że nie jest mężczyzną. Tamtej nocy w ogóle już ze sobą nie rozmawiali. Cały czas płakała. Wiedział, że ona chciała usłyszeć od niego co stało się z ich małżeństwem. Ale on nie chciał dać jej prawdziwego powodu a nic innego mu do głowy nie przychodziło. Straciła go na rzecz Joanny. Już jej, po prostu nie kochał. Było mu jej żal - nic po za tym. W poczuciu winy, podpisał wcześniej przygotowany pozew rozwodowy, oddając jej dom, samochód i 30 % akcji w jego firmie. Rzuciła tylko na to okiem i podarła dokument. Osoba, która poświęciła mu 10 lat życia, stała się nagle zupełnie obca. Żal mu było jej straconego czasu, energii i poświęcenia, ale jego miłość do Joanny była zbyt duża, no i kości zostały rzucone. W końcu jej płacz zmienił się w rozpacz, nabrał na sile czego się spodziewał. Wtedy mu ulżyło. Pomysł rozwodu, który chodził za nim od tygodniu, ciążył niczym kamień, w końcu zaczął wydawać się rozsądnym i prawidłowym rozwiązaniem. Utwierdził się w tym rozwiązaniu. Następnego dnia, wrócił do domu bardzo późno, zobaczył ją piszącą coś przy stole. Nie chciało mu się przygotowywać kolacji, więc udał się prosto do łóżka. Sen zmógł go momentalnie, był tak wykończony niesamowitym dniem spędzonym z Joanną. Kiedy się obudził, zobaczył ją nadal przy stole, piszącą. Prawdę mówiąc nie obchodziło go to, więc obrócił się na drugi bok i usnąłem. Nad ranem przedstawiła mu swoje warunki rozwodowe: Nie chciała od niego niczego, ale potrzebowała miesiąca czasu, wtedy da mu rozwód. Poprosiła również, że podczas tego miesiąca oboje zrobią wszystko, żeby żyć ze sobą jak normalniej się tylko da. Jej powód był prosty: Ich syn miał egzaminy za miesiąc a ona nie chciała, żeby rozpad małżeństwa rodziców wpłynął na jego naukę i wyniki. To były warunki do zaakceptowania. Ale poprosiła go o jeszcze coś. Poprosiła go aby przypomniał sobie, jak przenosił ją przez próg sypialni w dniu ich ślubu. Poprosiła, aby każdego dnia w ciągu tego ostatniego miesiąca ich małżeństwa, niósł ją w ten sposób z ich sypialni aż pod drzwi wejściowe. Pomyślał, że jej odbiło. Ale chcąc doprowadzić do końca małżeństwa i rozpocząć życie z Joanną, zgodził się. On i Ona nie mieli żadnego kontaktu cielesnego od bardzo dawna. Nawet zwykły dotyk był im obcy. Więc kiedy, po raz pierwszy od dnia ich ślubu, wziął ją w ramiona i przenosił z sypialni pod drzwi wejściowe, obje czuli się nieswojo i niezdarnie. Ich syn wtórował całej sytuacji oklaskami. Patrzył na nich z uśmiechem i radością. Mężowi sprawiło to trochę bólu wewnątrz, wiedząc co się stanie za miesiąc. Trzymając ją tak w ramionach przeszedł 10 metrów, zatrzymując się przed drzwiami wejściowymi. Ona spojrzała na niego, zamknęła oczy i wyszeptała, abym nie mówił ich synowi o rozwodzie. Kiwnął głową, czując wewnątrz jakiś dziwny ból. Postawił ją na nogi, po czym pozwolił odejść na autobus, którym jechała do pracy. Sam pojechał do swojego biura. Drugiego dnia, poszło im o wiele łatwiej. Wyślizgnęła mu się na ręce, opierając się o klatkę piersiową. Zapach jej perfum momentalnie uderzył w jego nozdrza. Zdał sobie sprawę, że przez lata, wiele szczegółów umknęło mu, przestał patrzeć na nią jak na kobietę. Zauważył, że nie była już tak młoda. Jej twarz otaczały zmarszczki, włosy u podstawy posiwiały. Ich małżeństwo wyraźnie zaznaczyło swoje ślady na jej ciele. Przez moment, zaczął się zastanawiać, co takiego jej zrobił. Czwartego dnia, kiedy ją unosił, poczuł przez chwilę ten błysk intymności pomiędzy kobietą a mężczyzną, niczym przed laty. Popatrzył na kobietę, która poświęciła mu 10 lat swojego życia. Szóstego dnia zaczął coraz bardziej komfortowo czuć się, mając jej ciało blisko siebie. Jakby zatracona intymność zaczęła powracać z otchłani zapomnienia. Nie powiedział o tym Joannie. Z każdym dniem, robił to z większą łatwością i swobodą. Być może była to jakaś forma ćwiczenia, przez co stawał się silniejszy fizycznie. Pewnego ranka, zobaczył ją, jak wybiera co na siebie włożyć. Wybierała z pośród wielu sukienek, ale nie mogła się zdecydować. W pewnym momencie westchnęła i powiedziała jakby do siebie: Wszystkie moje sukienki zrobiły się za duże. Zdał sobie sprawę, że strasznie straciła na wadze, dlatego z taką łatwością nosił ją każdego dnia. W końcu do niego dotarło. Nosiła w sobie tyle żalu, smutku i bólu. W tym momencie wszedł ich syn i powiedział: Tato, czas abyś zaniósł mamę do wyjścia. Dla niego widok ojca niosącego jego mamę do drzwi wyjściowych stał się nieodłącznym rytuałem dnia. Żona przyciągnęła go do siebie i mocno przytuliła. Odwrócił głowę, bojąc się że jego emocje puszczą i zmieni decyzję. Wziął ją w ramiona i zszedł z nią te 10 metrów pod drzwi wyjściowe ich domu. Czuł jak jej dłoń opłata jego szyję. Trzymał ją w ramionach pewnie ale nie za mocno. Nagle poczuł jakby czas się cofnął o 10 lat. Ale jej wątła sylwetka zasmuciła go. Ostatniego dnia, kiedy trzymał ją w ramionach, poczuł jak każdy krok stawia z trudem. Ich syn już dawno był w szkole. Trzymając ją tak w ramionach, spojrzał na nią i powiedział, że zdziwiło go jak brak intymności pomiędzy kobietą a mężczyzną wpływa na ich związek. Pojechał do biura. Wszystko działo się tak szybko. Wskoczył z samochodu, nawet go nie zamykając, nie chciał dopuścić do siebie żadnych wątpliwości. Wszedł na górę. Joanna otworzyła mu drzwi. Spojrzał jej głęboko w oczy i jakby wiedziała, co za chwile powie. Powiedział jej, że jest mu bardzo przykro, ale nie chce rozwodu. Spojrzała na niego, niczym porażona. Zamknęła przed nim drzwi i słyszał jak płacze... Zszedł na dół i odjechał. Po drodze zatrzymałem się w kwiaciarni i zamówił bukiet kwiatów dla jego żony. Sprzedawczyni zapytała mnie co ma widnieć na karteczce przy bukiecie? Uśmiechnął się i napisał: Będę Cię nosił w ramionach każdego ranka aż śmierć nas nie rozłączy". Tego dnia wrócił szybciej do domu, trzymając bukiet w dłoni. Był strasznie szczęśliwy, czuł uśmiech na jego twarzy. Wszystko nabrało zupełnie nowych, niesamowicie świeżych barw. Wbiegł po schodach na górę. Leżała na łóżku. Nie ruszała się. Była martwa. Jak się okazało, jego żona chorowała na raka od wielu miesięcy. Walczyła z tą straszną chorobą, przegrywała. Był tak zajęty, swoim życiem i Joanną, że tego nie zauważył. Wiedziała, że jej czas się kończy, dlatego sprawiła i swój ostatni dar. Chciała jemu oszczędzić reakcji syna, jego poczucia winy względem ojca i ich relacji w przyszłości .Wiedziała, że gdyby rozwód doszedł do skutku, ich syn znienawidziłby jego. Przynajmniej w oczach syna, nadal był kochającym ojcem... do samego końca. Najdrobniejsze szczegóły naszego życia, te detale, są tym co jest najważniejsze w związku. Nie chodzi o posiadłość w której mieszkamy, samochody, domek letniskowy czy konto w banku. One mogą jedynie stworzyć warunki w których żyje się szczęśliwie, ale nie samo szczęście. Więc nigdy nie traćcie z zasięgu wzroku najprostszych gestów. Dotyku, intymności, wzajemności. To one wpływają na jakość naszych relacji.