Ten dzień jest wyjątkowy, rozkoszuj się nim zatem i sącz życie należycie. Tego Tobie, Twej duszy i Twemu sercu czule życzę. Masz urodziny, dziś jest twoje święto, więc niech Ci świeci gwiazdka z buzią uśmiechniętą! 50 – tka już na karku. już szampan stoi w barku. Bo dziś są twoje urodziny. zbierze się grono rodziny. Idę się odlać, Grucha, bo nie chcę na to patrzeć. – Dobra, dogadajmy się, 200 złotych i jako premia ten bezcenny argentyński kaktus! – Rozwalił Pan komuś brykę! – Nauczy się parkować w garażu! A ty koleżko…. Cii, cii, kurwa, to chyba mój! […] A teraz wisisz mi pięć razy tyle! – W kieszeni mam jeszcze 100 złotych! U pacjentów z zaburzeniami złożonymi ruchów pojawia się: problemy z chodzeniem, np. szuranie nogami, robienie małych kroków, problemy z prawidłową postawą, np. pochylanie się do przodu. Wymienione objawy mogą pojawiać się oddzielnie, a mogą łączyć się w zespoły, np. wzmożone napięcie mięśni, drżenie oraz spowolnienie w 50 latek masz juz na karkuBernardeta Kowalska LATKA - Ralph Kaminski "Zabawa, zabawa trwa Jak latem nad rzeczką Loire Zakochaj, zakochaj się I kiedyś zabiorę cię Nadal mi wolno, nadal jest czas I tylko w myślach zaklinam go Jeszcze nie teraz, jeszcze za dzień Już w Nagasaki," Tłumaczenia w kontekście hasła "głowę wciąż na karku" z polskiego na angielski od Reverso Context: Wracając jednak do sprawy, według dziewczyny ofiary, Keats wybrał się na poranny trening z głowę wciąż na karku. Co więcej, 50-latek nie odszedł "na chwilę". Same czynności policjantów i lekarzy trwały parę godzin, a ojciec dziecka przez ten czas nie zjawił się przy samochodzie. Jak długo można siedzieć na garnuszku rodziców? Dwie 'średnie' emerytury i spora pensja Beaty pozwalają trzyosobowej rodzinie na to, by nie martwić się inflacją i rosnącymi cenami. Mieszkanie jest nieduże, ale własnościowe. Beata pomogła rodzicom je wyremontować, by było bardziej funkcjonalne. Ból karku to coraz częstszy problem. Fizjoterapeutka Magdalena Mikołajczyk mówi, jak wykonać automasaż / fot. archiwum prywatne. Ćwiczenie 3. Połóż się na wałku. Pracujemy tylko nad odcinkiem piersiowym kręgosłupa. Lędźwi nie masujmy. Chwyć się rękami za szyję i delikatnie unieś biodra do góry. Na razem50plus masz największe szanse na poznanie osób w swoim wieku, ponieważ jest to serwis randkowy tylko dla osób po 50-tce, a nawet starszych wiekiem. Jeśli masz odwagę podążać za szczęściem i dajesz sobie szansę na nową relację , nową przyjaźń, która ma szansę przerodzić się w nową miłość, dołącz do osób po 50 Nie dla dzieci, a dla siebie, zadłużając się b banku na resztę życia? Mam całkiem fajne mieszkanie, niczego w nim nie brakuje, ale to marzenie o domku z ogródkiem nie daje mi spać. Cały FSrGG. fot. Adobe Stock, David Pereiras Zbliżam się do sześćdziesiątki, mam całkiem siwe włosy, a mój synek w przyszłym roku idzie do szkoły. I właśnie zaczynam nowe życie. Pokochałem tego szkraba i chciałem, by był szczęśliwy. Stałem się tatą na cały etat. Kiedy się okazało, że zostanę ojcem, nie skakałem do góry z radości. Prawdę mówiąc, byłem w takim szoku, że musiałem uciec od ludzi. Wyjechałem na kilka dni, żeby w samotności poradzić sobie ze swoimi uczuciami. Miałem już bowiem ponad pięćdziesiąt lat, a moje życiowe plany nie uwzględniały założenia rodziny. W dodatku z osobą, której wcale nie kochałem… Nie zamierzałem wiązać się z Beatą Beata była jedną z tych dziewczyn „do łóżka”, które czasami udawało mi się poderwać na mój gruby portfel i dobry samochód. No cóż, nie jestem księdzem, a biologia rządzi się swoimi prawami, więc nie mam zamiaru się tego wstydzić. Od początku nie zamierzałem się wiązać z Beatą. Moje związki z kobietami trwały dopóty, dopóki było miło i bezproblemowo. Na męża się nie nadaję. Teraz sam nie wiem, jak mogłem jej uwierzyć, że bierze tabletki antykoncepcyjne… Kiedy kilka tygodni później poinformowała mnie o ciąży, pierwszą moją myślą było: „Zaplanowała to!”. Ona jednak się zarzekała, że wszystkiemu jest winny jej wyjazd na urlop z koleżanką. Przez tę dłuższą podróż do Egiptu zaczął jej szaleć organizm i tabletki zawiodły. Podczas swojej kilkudniowej ucieczki długo zastanawiałem się, co robić. Nalegać na aborcję? Niby miałem do tego prawo i być może dziewczyna nawet by się zgodziła za odpowiednią kwotę, ale… Ruszyło mnie sumienie. Pomyślałem sobie, że nie mogę tak zwyczajnie pozbyć się dziecka, które przecież jest krwią z mojej krwi. Ono powinno się urodzić. „Na co ci przyszło na stare lata, durniu? – pytałem sam siebie. – Masz ponad pół wieku na karku i zostaniesz ojcem!”. Bałem się. Nie wiedziałem, czy podołam wychowaniu takiego malucha. Fizycznie byłem sprawny, jednak uzmysłowiłem sobie, że kiedy moje dziecko pójdzie do szkoły, ja będę już siwym dziadkiem. Czy ono nie będzie się więc mnie wstydziło? Postanowiłem, że wychowam je jak najlepiej będę potrafił, a kiedy okazało się podczas badania USG, że to będzie syn, poprosiłem Beatę, aby nosił imię po moim ojcu – Wiktor. – Tata nie doczekał się wnuka, w ten sposób chciałbym mu to wynagrodzić – wytłumaczyłem jej, a ona się zgodziła. Choć bardziej przypadek niż miłość zrobiły nas rodzicami, to postanowiliśmy z Beatą, że zrobimy wszystko, aby nasz syn był szczęśliwy. Przecież sami powołaliśmy go na ten świat… Kiedy urodził się Wiktor i spojrzałem na jego maleńkie, bezbronne ciałko, poczułem nagle, że dam radę go ochronić, bo to mój obowiązek. Postanowiłem także, że nie będę tylko niedzielnym tatą, ale zaangażuję się w pełni w wychowanie tego faceta, przez którego moje kawalerskie życie legło w gruzach. Dotąd podobały mi się dużo młodsze kobiety Przez Wiktora wszystko się zmieniło. Zachowałem wprawdzie swoje mieszkanie, ale i tak w ciągu tygodnia mieszkałem z Beatą, aby być bliżej dziecka. Przewijałem małego, karmiłem, kąpałem go, chodziłem z nim na spacery. Byłem tatą na pełnym etacie, chociaż pracującym. – Stary, ty jeszcze jesteś gotów się ożenić! – śmiali się ze mnie przyjaciele, którzy przecież znali dobrze moje dotychczasowe poglądy. Byłem wiecznym kawalerem. Miałem dobrą i ciekawą pracę, spłacone dwupokojowe mieszkanie i sportowy samochód ze zdejmowanym dachem, do którego nie tylko nie mieścił się wózek, ale nawet samo dziecko. Moje auto ma tylko jeden rząd siedzeń, a z przodu nie wolno przecież przewozić fotelika, ze względu na poduszkę powietrzną. Bardzo angażowałem się w wychowanie Wiktora, jednak ślubu nie brałem pod uwagę, co jasno dałem Beacie do zrozumienia. Nie nalegała. Sam nie wiem, kiedy minęły trzy lata z życia mojego synka. Wyrastał na wspaniałego faceta i wreszcie przyszedł dzień, kiedy zapisaliśmy go do przedszkola. Na mnie spadł obowiązek odprowadzania Wiktora. Pamiętam, że już pierwszego dnia w przedszkolnej szatni moją uwagę przyciągnęła pulchna szatynka. Była mniej więcej w moim wieku, co poznałem bardziej po dłoniach niż po jej wypielęgnowanej twarzy, wprost jaśniejącej miłością do dziecka, z którym przyszła. Mimo wszystko założyłem, że jest mamą dziewczynki, teraz przecież kobiety często późno rodzą, szczególnie drugie dziecko. Bardzo więc się zdziwiłem, gdy mała powiedziała do niej: „babciu”. Cóż, jeszcze parę lat temu w ogóle nie zwróciłbym uwagi na taką dojrzałą kobietę. Zawsze podobały mi się dużo młodsze, wysportowane blondynki. Sam też dbałem o siebie i – choć nie należę do pięknisiów – długie godziny spędzane w siłowni sprawiły, że bez ubrania prezentowałem się lepiej niż „w”… Jak więc mówiłem, pulchna szatynka z przedszkolnej szatni, od razu wpadła mi w oko. Następnego dnia zaprowadziłem małego o tej samej godzinie, licząc na to, że znowu ją spotkam. Udało się! Dostosowałem się do jej terminarza i tygodniami ją obserwowałem. Sprawiało mi niewysłowioną przyjemność patrzenie, jak poprawia kosmyk włosów opadający na czoło, jak marszczy nos albo drobnymi ruchami wygładza fałdy na sukience dziewczynki. Zachwycały mnie jej pełne piersi, zgrabne łydki i drobne dłonie. A kiedy którejś nocy mi się przyśniła, zrozumiałem, że jestem zakochany! To głupie, bo przecież nie wiedziałem o tej kobiecie kompletnie nic! Nawet tego, jak ma na imię, ani czy jest mężatką. Nie nosiła obrączki, jednak to przecież o niczym nie świadczyło. Byłem jednak zdeterminowany, by ją poznać, i pewnego dnia wreszcie nadarzyła się taka okazja. Z każdą chwilą lubiłem ją bardziej Lunął niespodziewany deszcz. Ja miałem przy sobie ogromny składany parasol, a ona tylko maleńką parasolkę wnuczki, której teraz przyglądała się niepewnie. Wiedziałem, że tą zabaweczką ochroni może tylko głowę, a poza tym będzie zupełnie mokra, zanim dotrze na parking do swojego czerwonego autka. Zaproponowałem jej więc schronienie. Przyjęła moje ramię z lekkim wahaniem. Zanim jednak doszliśmy do auta, znałem jej imię, Adela. – Ada – zaproponowała zwyczajnie, podając mi rękę na do widzenia. – A pan jest tatą Wiktora – stwierdziła. – Zenon… Zenek – moje imię na tle jej eleganckiego imienia wydało mi się nagle wstydliwie pospolite. – Jak mój ojciec! – ucieszyła się i uznałem to za miły zbieg okoliczności. – A Wiktor nosi imię po moim ojcu – pochwaliłem się. – Pana żona się na to zgodziła? – Nie mam żony – uznałem to za dobrą okazję, aby wyjaśnić swój stan cywilny. – Nie pobraliśmy się z matką Wiktora, bo on… Proszę mnie źle nie zrozumieć, kocham swojego syna nad życie, ale nie był planowanym dzieckiem. – Doskonale to rozumiem! – roześmiała się Ada. – To tak jak moja wnuczka. Kiedy córka powiedziała mi, że w wieku dziewiętnastu lat zostanie matką, byłam tym przerażona. Obawiałam się, że będzie ją wychowywała samotnie, tak jak ja wychowywałam ją. Ale na szczęście jej partner okazał się odpowiedzialniejszy niż mój, a i ja jej pomagam, jak mogę. No i teraz Julia jest naszym rodzinnym słoneczkiem. Kocham ją bardzo. Staliśmy pod parasolem przy jej samochodzie, jak zaczarowani, wymieniając rozmaite uwagi i poglądy, a deszcz sobie padał i padał… Mimo ochrony oboje byliśmy przemoczeni prawie do suchej nitki, więc w końcu stwierdziłem, że Ada powinna wsiadać do auta . – Nie chciałbym, żebyś przeze mnie się przeziębiła – powiedziałem. – No to do jutra – uśmiechnęła się. – Do jutra – odparłem z przeświadczeniem, że nie jest to takie zwyczajne pożegnanie, ale obietnica dalszego ciągu bardzo mile się zapowiadającej znajomości. Jeszcze w tym samym tygodniu umówiliśmy się z Adą na wspólny popołudniowy spacer z dziećmi. Beata trochę się zdziwiła, że chcę odebrać Wiktora z przedszkola, bo zwykle robiła to ona, ale w sumie była z tego zadowolona. – Pójdę sobie w tym czasie do kosmetyczki – zadecydowała. Gdybym wcześniej potrafił to przewidzieć Spotkanie się udało. Kiedy nasze maluchy szalały w piaskownicy, my mogliśmy spokojnie porozmawiać. Postanowiliśmy więc ten spacer powtórzyć, i wkrótce stał się naszą małą tradycją… Nie udało się długo zachować w tajemnicy mojej nowej znajomości, zresztą nie było to moją intencją. Nie spodziewałem się jednak, że Beata zareaguje gwałtownym wybuchem zazdrości! – Kim jest ta baba? – zaatakowała mnie pewnego dnia. Nie wiedziałem, o kim mówi. – Ta stara, z przedszkola! – określiła Adę i zrobiło mi się dziwnie. – Stara? Jest młodsza ode mnie o całe pięć lat i jak na swój wiek trzyma się świetnie! – zacząłem jej bronić, osobiście czując się urażony. Chociaż w sumie to chyba nieuniknione, kiedy ma się partnerkę młodszą o prawie dwadzieścia lat… „I co ja sobie myślałem, podrywając taką siksę? – przebiegło mi przez myśl. – Co próbowałem sobie udowodnić?”. Przez pół nocy trwała awantura o to, czy mam prawo spotykać się z Adą i jeszcze brać na te spotkania nasze dziecko. – Przypominam ci, że nie jesteśmy małżeństwem, nie jesteśmy nawet w związku! Łączy nas dziecko, ale nic więcej. Ani uczucia, ani łóżko! – protestowałem. Była to prawda, bo nie spałem z Beatą od urodzenia Wiktora. Jakoś wyłączyło mi się pożądanie, kiedy została matką mojego dziecka. No i dobrze, bo przecież nie zamierzałem się z nią wiązać… Tymczasem ona jednak uważała, że ma do mnie jakieś prawa! Kiedy to sobie uzmysłowiłem, zrozumiałem, jak fatalny błąd popełniłem, pomieszkując u niej. Chciałem, aby Wiktor miał poczucie, że wychowuje się w normalnej rodzinie, a my przecież nie byliśmy „normalną” rodziną. Utrzymywaliśmy tę fikcję, aby nie ranić dziecka, a teraz i tak musiało ono zostać zranione. Być może bardziej, niż gdyby od początku wiedziało, że jego rodzice nie są parą. Rano, po prawie nieprzespanej nocy, powiedziałem Beacie, że muszę wyjechać. – Z nią? – zapytała ostro. – Z nią, z tobą, ze sobą samym! – odparłem, wiedząc, że wszystkich nas zabieram w tę podróż w swojej głowie; musiałem się gruntownie zastanowić, co dalej. Zrozumiałem jedno: czas wrócić do siebie, nie mogę już mieszkać z Beatą. Dla dobra nas wszystkich, bo takiego stanu rzeczy nie da się już dłużej ciągnąć. Tym bardziej że szczerze zakochałem się w Adzie. I zamierzałem się z nią związać, jeśli tylko ona mnie także zechce. Nie przypuszczałem jednak, że będzie mi tak ciężko to wszystko przeprowadzić. Choć chciałem zachować maksymalną niezależność w swojej relacji z Beatą, nie wiem dlaczego powzięła ona przekonanie, że ma do mnie wszelkie prawa. – Mieszkałeś z nią, masz z nią dziecko… Co z tego, że nie łączyła was czułość? Wiele par nawet nie wie, co to jest, a jednak są razem przez całe życie – tłumaczyła mi Ada, kiedy zacząłem zwierzać się jej ze swoich problemów i dylematów. W sumie mam troje dzieci, tak jak chciałem Było mi głupio, że wciągnąłem ją w ten młyn, bo Beata zachowywała się jak zdradzona żona! Wszem i wobec opowiadała, że porzuciłem ją i dziecko dla innej kobiety. Wieszała psy na Adzie, zabroniła mi na spotkania z nią zabierać Wiktora. – Ta pani nie jest dla niego najlepszym towarzystwem! – mówiła. – Przecież zabrała mu tatusia! Usłyszałem także, że skoro nagle chcę się żenić po ponad pół wieku kawalerstwa, to ona… była pierwsza w kolejce! Jednym słowem, dostałem wszystko to, czego starałem się uniknąć, nie wiążąc się formalnie z kobietą, której od początku nie darzyłem głębokim uczuciem. Ale najbardziej, oczywiście, cierpi na tym Wiktor… Na szczęście mam Adę, która jest dla mnie ogromną podporą. Nareszcie poznałem kobietę, z którą chcę spędzić resztę życia. I zrozumiałem, co oznacza słowo „miłość”. To całkowite oddanie się drugiej osobie, chęć zespolenia się z nią na zawsze. – Gdybym poznał cię dwadzieścia lat temu, nie w głowie byłoby mi kawalerstwo i niezależność! – powtarzam swojej ukochanej przy każdej okazji. – Mielibyśmy teraz co najmniej troje dzieci! Ada tylko z tego się śmieje, mówiąc, że przecież nie wiadomo, jakby to było. – Przecież na pewno byliśmy wtedy inni, może w ogóle byśmy się nie polubili. Najważniejsze, że teraz jesteśmy razem. I mamy dzieci – twojego Wiktora, moją córkę i wnusię. Widzisz, jest ich troje, tak jak chciałeś! Czytaj także:Postanowiłam uciec z naszego domu na wsi. Wszystko zaczęło się od... awantury o rodzaj makaronuSzewc bez butów chodzi. Mój mąż był zaangażowanym wychowawcą, ale olewał własnego synaZamiast zajmować się dzieckiem siostry, wolałam opiekować się psem mamy Polish Arabic German English Spanish French Hebrew Italian Japanese Dutch Polish Portuguese Romanian Russian Swedish Turkish Ukrainian Chinese English Synonyms Arabic German English Spanish French Hebrew Italian Japanese Dutch Polish Portuguese Romanian Russian Swedish Turkish Ukrainian Chinese Ukrainian These examples may contain rude words based on your search. These examples may contain colloquial words based on your search. Poza tym, nadal masz na karku Namiar. Pięć ostrzeżeń i masz na karku naruszenie. Ważne, że łeb masz na karku. Jeśli mam rację masz na karku kogoś bardzo niebezpiecznego. Brzmi łatwo, dopóki nie przypomnisz sobie, że masz na karku Stasi. Jesteś tu zaledwie tydzień i już masz na karku dwóch ścigających cię gości. You've only been here a week and you've already got two blokes chasing after you. Co masz na karku? - Długa historia. Myśl razem z włosami które masz na karku! Masz na karku kilkoro wściekłych ludzi. Zbierasz siły i masz na karku zagrożenie ze strony Meksykan, którego nie rozumiesz i nie potrafisz się obronić. You're consolidating power... and you've got a mexican threat You don't understand and can't defend yourself from. Masz na karku więzienny kod. Masz na karku cały wydział. Masz na karku cału wydział. Poza tym, nadal masz na karku Namiar. Other results Masz już na karku psychopatycznego tyrana. You know, m-maybe you want to slow down on the nut-job collecting. No results found for this meaning. Results: 22167. Exact: 19. Elapsed time: 409 ms. fot. Adobe Stock Siedział przy barze taki smutny. Cholera, najprzystojniejszy facet na całym tym głupim bankiecie, a minę miał, jakby przyszedł na pogrzeb. I te czarne ciuchy! Taki młody, taki ładny, po co się smucić? Trzeba się bawić, póki czas. I w ogóle kto to? Nie znam gościa. Może z kimś przyszedł, ale w takim razie dlaczego siedział sam? Mowa ciała, delikatnie mówiąc, nie była zachęcająca, ale to dla mnie zawsze wyzwanie. Podeszłam, kołysząc zmysłowo biodrami. Najbardziej zmysłowo, jak potrafię. Z tyłu liceum, z przodu muzeum – Jestem Justyna. Może zatańczymy? Fajna piosenka, nogi same niosą. Nawet się uśmiechnął, delikatnie, subtelnie. Co za oczy! Ciemne i takie głębokie. Mroczne. Fascynujące. – Proszę wybaczyć, ale nie tańczę. Nigdy. Stanowczy ton. Asertywność dobrze wyćwiczona. I co, miałam tak stać? Nie wydawał się usposobiony do rozmowy. To po cholerę tu przyszedł? Poszłam jak zmyta. Dobry nastrój odleciał w siną dal. A wieczór tak dobrze się zapowiadał. W tej nowej kiecce wyglądałam naprawdę sexy, każdy mi to mówił. Ciekawe, czy gdybym była młodsza, złamałby swoją zasadę? Posłużył się zręczną wymówką, czy też… No cóż, stara jestem, po co się oszukiwać. W tyle głowy dojrzałam jadowity uśmiech Karola. Z tyłu liceum, z przodu muzeum – myślę o sobie czasem i parskam śmiechem. To naprawdę o mnie? Wcale nie czuję się staro, choć pewnie powinnam. Ostatecznie stuknęła mi już pięćdziesiątka, i to jakiś czas temu. Pewnie każdy tak ma – dochodzi do kolejnych etapów, które niegdyś wydawały mu się graniczne, ale jednocześnie granice te nieustannie przesuwa. Najpierw tragedią jest trzydziestka, potem czterdziestka i tak dalej. Chociaż nie, niektórzy mają inaczej. – Jestem stary – powtarza na okrągło mój przyjaciel Karol. – Tu mnie boli, tam strzyka. Kręgosłup, kolana, zęby, wszystko odmawia posłuszeństwa. Ledwo chodzę. Nie mogę się zgiąć. O wszystkim zapominam. Sapię i sypię się jak jakaś antyczna ruina. Akurat wygląda i nosi się jak trochę tylko przejrzały nastolatek. Jego życie umysłowe też trudno nazwać zramolałym. Jest inteligentny, dowcipny, złośliwy. Uwielbiają go całkiem młode i atrakcyjne kobiety, mógłby mieć każdą z nich, gdyby tylko zechciał. Ale nie chce, podobno. Mam wrażenie, że to rodzaj ideologicznej deklaracji. Odmowa uczestniczenia w wielkim, ogólnoświatowym, nieustającym święcie młodości. „My, proszę państwa, na drugim froncie i prawie już po drugiej stronie” – trudno z tym dyskutować. Bo i po co? Ja tam uczestniczę dziarsko i ochoczo. Owszem, widzę w lustrze pełne siatki zmarszczek i wielkie worki pod oczami, ale jakoś mi one nie ciążą. Jak tylko od lustra odejdę, zapominam o nich natychmiast. Mam szczupłą, wysportowaną sylwetkę (godziny na siłowni, rower, narty), poruszam się lekko i na ogół nic mnie nie boli. A jeśli nawet, to z powodu chwilowych niedomagań, które zawsze mijają. Raczej biegam, niż chodzę, nawet na bardzo wysokich obcasach. Ubieram się modnie, nie unikam makijażu i zabiegów kosmetycznych – dbam o siebie po prostu. Nie narzekam, nie gderam, nigdy na nic się nie skarżę. Po prostu wciąż jestem dziewczyną, nawet jeśli tę paskudną historię na „m” mam już za sobą (może być też na „p”, choć na „p” zaczynają się o wiele milsze sprawy, więc może nie mieszajmy do tego „m”). Trzymam się swojej bańki Niektórzy, jak Karol właśnie, bardzo chętnie ściągają mnie na ziemię, ale i tak trzymam się swojej bańki. Niech sobie będą starzy, kto chce i musi. Ja tam nie zamierzam. Będę się stroić i malować do setki przynajmniej. Taki mam plan. Szczególnie że podobam się mężczyznom – tak naprawdę przeglądanie się w ich oczach jest dużo przyjemniejsze niż w lustrze. Często są młodsi ode mnie, a czasem dużo młodsi. Nawet specjalnie się nie dziwię, zawsze miałam powodzenie i przywykłam do tego. Nie było okazji, żeby się odzwyczaić. Druga sprawa, to moja zawodowa pozycja. Jestem szefową w dużej firmie PR, w branży na tyle długo, by zdawać sobie sprawę z tego, że na sukces pracują przede wszystkim młodzi. Kreatywni, zdolni, napakowani pomysłami i energią faceci. Nie uznaję „parytetów” i na szczęście nie muszę się nimi kierować. Mam pełną wolność w doborze współpracowników. Karol sobie ze mnie pokpiwa. Nie zna litości. – Czy twój nowy dzidziuś już wstał? Wyspał się? Nakarmiony, przewinięty? Nie, nie mówię o wnuczku – zaczyna poranną telefoniczną rozmowę. Dzidziusiem nazywa każdego faceta, z którym aktualnie się spotykam, dzięki temu nie musi zapamiętywać ich imion. W jego wieku to trudne, fakt. A ja, idiotka, często mu się zwierzam i potem żałuję. Rozmawiamy przez telefon niemal codziennie. Opowiadam mu o wszystkim. Tylko że – wbrew temu, co Karol nieustannie insynuuje – wcale nie niańczę swoich wybranków. Nie mam zwyczaju im matkować, roztaczać ochronnych parasoli, protegować. Gdy tylko poczuję, że tego ode mnie oczekują, pozbywam się ich natychmiast. I z życia, i z pracy, jeśli się to zazębia. Wcale nie chodzi mi również o seks. Seks jest stanowczo przereklamowany, zwłaszcza w kobiecej perspektywie. Nie potrzebujemy go aż tak bardzo, aż tak często. Fajnie, byle bez przesady. Już ja wiem, o czym mówię. To, co w istocie najbardziej mnie kręci, to uwodzenie. Gdy tylko wyłapię utkwiony we mnie wzrok, szczególnie jeśli należy do atrakcyjnego mężczyzny – wiek tak naprawdę nie gra roli – rozpoczynam swoje „stałe fragmenty gry”. Nie wymagajcie ode mnie, bym uściśliła, o co chodzi. Nie da się uściślić. Wszystko zależy od okoliczności, nastroju, pogody, tego, czy znów jestem samotna, czy wciąż jeszcze z kimś. Uwodzenie jest największą pasją mojego życia, zawsze było. Nie mogłam w żadnym związku wytrwać zbyt długo, bo prędzej czy później musiałam poznać kogoś nowego, więc siłą rzeczy bardziej atrakcyjnego, a to tworzyło nieuchronne komplikacje. Gdy pierwszy raz wychodziłam za mąż, przysięgałam z prawdziwym przekonaniem. Cóż z tego, gdy już podczas wesela kątem oka dostrzegłam piekielnie interesującego gitarzystę, który na dodatek wpatrywał się we mnie tak łapczywie… Nie uległam, rzecz jasna, żadnym pokusom, ale już wtedy zrozumiałam, że małżeńska wierność niekoniecznie jest dla mnie. Kolejne dwa małżeństwa zawierałam już bez złudzeń dotyczących dotrzymywania przysiąg. Jakkolwiek nie mam sobie nic do zarzucenia. Moi mężowie wiedzieli, kogo biorą za żonę, po pierwsze, dlatego że poznawałam ich, będąc jeszcze w poprzednim związku, i to oni doprowadzali do jego zerwania. Po drugie, opowiadałam im bez skrępowania o swoich upodobaniach. O tym, jaka ekscytacja mnie ogarnia, gdy coś tam gdzieś zaiskrzy, zadzieje się, zamarzy. Więc dlaczego mieli później pretensje? I jak tu komuś wytłumaczyć, że wcale nie jestem suką w permanentnej rui pozbawioną przyzwoitości i moralności puszczalską, na dodatek – co już absolutnie skandaliczne – starą? To znaczy nie naprawdę starą, ale w ich mniemaniu starą. W mniemaniu sporej części świata. Nie wiem, jak wytłumaczyć. Rozmawiamy o tym często z Karolem, który zna życie jak mało kto, ale i tak mnie nie rozumie. – I co, dobrze ci z tym dzidziusiem? Pewnie byczek z niego, robicie to godzinami, prawda? Nie wychodzicie z łóżka przez cały weekend. Dobrze zgaduję? A kto wtedy wyprowadza Bolka? (Bolek to mój pies) – Karolku, masz chorą wyobraźnię. Chodzimy z Tomkiem i Bolkiem właśnie po parku, gadamy o różnych takich… – Chyba umrę ze śmiechu, błagam, Justyna, przestań. Brzuch mnie boli! No właśnie! Niby inteligentny facet, a tylko o tym. „Spałaś już z nim?”, „Jak było, fajnie?”, „Nie powiesz mi, że masz o czym gadać z takim młokosem, który w dodatku jest na pewno przygłupem”. Tak, mam! A czasami to i pomilczeć dobrze. Bankiet rozkręcił się na dobre Nie chciał mnie piękny nieznajomy, ale ostatecznie wylądowałam w ramionach tego nowego. Pracuje u nas od dwóch miesięcy i pożera mnie wzrokiem od pierwszej rozmowy kwalifikacyjnej. Marcin. Też niezły, tylko trochę za bardzo w stylu, który tak drażni Karola. Czyli byczek, barczysty i pewnie jurny. Przetańczyłam z nim kilka kawałków, ale kiedy zaproponował, że odwiezie mnie do domu taksówką, odmówiłam. Byłam ciągle pod urokiem mrocznych oczu przy barze. Ich właściciel ulotnił się w pewnej chwili bez śladu. Jeszcze tylko chwila w toalecie i jadę… – Marcin kręcił się cały wieczór koło szefowej, widziałaś? – zamknięta w kabinie usłyszałam znajomy chichot. Joasia? – Widziałam, w tej koronkowej miniówie wygląda jak burdelmama, hi, hi! – Odpowiednia osoba w odpowiednim miejscu! – zarechotała druga. A to suka mała – pomyślałam wściekła, ale siedziałam cicho. – Mirek przyszedł tu ze mną. Mój brat. – Po co? – Tak sobie pomyślałam, żeby go wziąć ze sobą. Co będziesz siedział w domu, mówię mu, lepiej przyjdź, zabawisz się, a może naszej starej wpadniesz w oko. – No i …? – A siedział jak kołek przy tym barze, a potem poszedł w cholerę. Ten to się nigdy nie ustawi. Niech dalej zasuwa w swoim głupim sklepie, jego życie. Poszły. Posiedziałam jeszcze chwilkę na kibelku. Potem umyłam ręce, pomalowałam usta i poprawiłam włosy. W poniedziałek zwolnię dziwkę – pomyślałam mściwie. Zobacz więcej prawdziwych historii:Myślałam, że widzi we mnie kogoś więcej, niż tylko grubaskę...Ukrywam przed narzeczoną, że rozbieram się za pieniądzeByła dziewczyna mojego faceta mieszka z nami, bo musimy się nią opiekowaćMiałam 32 lata, a matka decydowała w co mam się ubrać i kiedy iść spaćNie chcę zamieszkać ze swoim facetem. Od tego tylko krok do niewoli Witajcie w portalu pełnym życzeń o nazwie Życzeniomania, na naszej stronie znajduje się ponad 2500 życzeń podzielonych na 20 kategorii. Życzenia mogą Państwo oceniać, dzięki ocenom przyszli odwiedzający będą mieli łatwiej z wyborem odpowiednich życzeń. Na naszym portalu mogą Państwo również poczytać o najważniejszych świętach obchodzonych w Polsce, życzymy miłej lektury i mamy nadzieję, że życzenia z naszej strony przypadną do gustu ich odbiorcom. Zachęcamy do częstych odwiedzin 🙂 Jeśli potrzebujesz życzeń na urodziny wybierz kategorię życzenia urodzinowe, znajdują się polecane przez nas życzenia na wyjątkowy dzień jakim są urodziny.